Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ponętny obraz głęboko w sercu nosił, więc powrót do Warszawy był mu z jednej strony wielce pożądany, chociaż Paryża żal mu było tak prędko opuszczać. Przyjaciele i współtowarzysze sztuki, jak Liszt, Hiller, Sowiński, starali się go odwieść od jechania do Polski. Potrzeba zdarzenia, iż w przeddzień wyjazdu, spotkał na ulicy księcia Walentego Radziwiłła; więc go począł żegnać, oznajmując zamiar niezwłocznego opuszczenia Francyi. Radziwiłł nie śmiejąc stanowczo odradzać, wymógł na nim tyle, iż tego samego dnia udał się z nim na wieczór do Rothschildów. Chopin podniecony widokiem najświetniejszego paryzkiego towarzystwa, gdy na prośby gospodyni domu zasiadł do fortepianu, grał i improwizował jak nigdy jeszcze; słuchacze do najwyższego stopnia zachwyceni, przesadzali się w oznakach uwielbienia dla jego czarującego talentu.
Od tego wieczoru, jakby za dotknięciem laski magicznej, położenie naszego artysty poczęło się poprawiać: los zwrócił do niego uśmiechnięte swoje oblicze, uchylając mu cokolwiek zasłonę, przez którą przebijała pogodniejsza przyszłość, niby zwiastunka świetności nowo wschodzącego słońca. Natychmiast, jeszcze w salonach u Rothschildów, otrzymał kilka zapro-