Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

książęta, lordy, a tego roku więcej ich niż kiedykolwiek, bo królowa w Szkocyi była i wczoraj niespodzianie przejeżdżała obok koleją żelazną, gdyż musi być na pewien dzień w Londynie, a taka mgła panowała w dniu wyznaczonym na wyjazd morzem, że nie popłynęła tak jak przyjechała i jak ją majtkowie i processye zwykłe oczekiwały, — tylko prozaicznie z Aberdenu, w nocy koleją. Mówią, że to się musiało bardzo podobać ks. Albertowi, który choruje na morzu, gdy tymczasem królowa jako prawdziwa pani morza, nic go się nie boi (morza). Niedługo i po polsku zapomnę, po francusku z angielska mówić będę, — a po angielsku nauczę się ze szkocka i wyjdę na starego Jawurka, co pięcioma językami mówił na raz!
Jeżeli ci jeremiad nie piszę, to dla tego, że mię nie pocieszysz, boć jeden jesteś, który wiesz wszystko moje, ale że jak zacznę, tak końca niema, a zawsze jedno. Źle mówię że jedno, bo coraz ze mną pod względem przyszłości gorzej. Słabszy się czuję: nie mogę komponować, nie tyle dla braku chęci, jak dla fizycznych przeszkód, — bo się tłukę co tydzień po innej gałęzi. A cóż mam robić? Zresztą oszczędza mi to trochę grosza na zimę. Zaprosin mam mnóstwo i nie mogę nawet tam