Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z dwiema dorosłemi córkami, zachwycona stanęła na środku salonu, nie wiedząc co ten koncert znaczy, zkąd się zjawił tak pięknie grający wirtuoz? Tymczasem kiedy Fryderyk w najlepsze się zaimprowizował, kiedy słuchacze poili się rozkoszami czarującej, mistrzowskiej muzyki, wchodzi pocztylion i pomimo groźnych ruchów pięści samego pana pocztmistrza, który chciał aby milczał i nie przeszkadzał grającemu, krzyknął na całe gardło: „Panowie, dyliżans do drogi gotowy!“
Poruszenie ogólne: Chopin wstaje od fortepianu, aż tu wszyscy w prośby, ażeby jeszcze grał, ażeby dokończył sztuki i nie opuszczał instrumentu. Wymawia się, że konie czekają, że się spóźnią w drodze, i może który z towarzyszów podróży za zwłokę gniewać się będzie. Ale ci zapewniają go najsolenniej, iż przeciwnie, nie tylko żaden gniewać się nie myśli, lecz owszem, każdy z nich uważa sobie za największe szczęście, słuchać takiego artysty. Pocztmistrz widać wielki miłośnik muzyki, zaczyna Fryderyka ściskać, całować, prosząc, aby grał, aby się nie lękał spóźnienia, gdyż on każe do powozu kuryerskie konie założyć. Do gorących próśb brzydszej połowy rodzaju ludzkiego, kiedy przyłączyła się jeszcze płeć piękna w osobie pani pocztmistrzowej i jej pulchniutkich córek,