Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zwróciwszy się do kwestyj osobistych, Durchlaucht okazał tyle przejęcia się krzywdą, jakiej doznali baronostwo Szymonowie od hrabiego Zoltana, że Aranka nawet nie potrzebowała sama poruszać tej drażliwej kwestyi.
Książę zapewniał ją, że muszą uzyskać kompletną satysfakcyę, w sposób jakiego Baron Szymon sam sobie życzył.
Na tem skończyło się pożegnanie z panią, dostojnik przeniósł scenę swojej wizyty do pokoju barona Szymona.
Pogadawszy o tem i o owem, zaraz po pierwszym kieliszku chartreuse’y, znakomity mąż, znów nie czekając pytań, dotyczących delikatnej kwestyi, sam wkroczył in medias res.
— Wszystko w porządku. Będziesz pan miał zadosyćuczynienie. Byłem u hrabiego Zoltana.
— Jaśnie oświecony książę sam raczyłeś być u hrabiego Zoltana? — zapytał zdumiany Szymon.
— Rzecz naturalna. W tego rodzaju sprawie przecież nie wypadało mi wzywać hrabiego do siebie. Hrabia przyznał, iż obraza, którą baron od niego doznałeś, wyrządzoną była rozmyślnie i nie wahał się z przyjęciem warunków satysfakcyi. Zatem jutro rano o siódmej spotkacie się panowie w rejtszuli klubu oficerskiego; będziesz, baronie, miał sposobność dać nauczkę temu arogantowi.
— Spotkamy się?… — wyjąkał Szymon osłupiały, czując, że mu twarz czegoś drętwieje; jednocześnie zdało mu się, że stał się niższym naraz o całą głowę i o mało nie padł na podłogę, tak mu jakoś kolana wypowiedziały posłuszeństwo.
— Tak jest, na szable. Ja zawsze białą broń wybieram. Nie proteguję pojedynków na pistolety, bo jeżeli przypadkiem jeden drugiego gdzie podziu-