Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najmniejszej niegrzeczności. Cóż dziwnego, że starszy brat przemawia w ten sposób do młodszego: pan domu, do którego wszystko tu należy, do uboższego swojego brata, który wprawdzie nic tu nie posiada, ale z którym z całego serca tamten wszystko swoje dzieli. Gdyby w żyłach Szymona była ciekła chociaż kropla krwi szlachetnej, byłby, co najwyżej, może obrażony na Zoltana za to, że się z nim nie przywitał, odpowiedział mu nawpół z żartem: „sam sobie usłuż, kiedy sługi nie masz!” Ale Szymon dalekim był w tej chwili od żartów. Wzburzyła się w nim ambicya urażona. Odrzucił głowę dumnie i odparł skrzeczącym głosem:
— Pan do mnie się z tem zwracasz? Do naczelnika okręgu
W pysznem przeświadczeniu o wielkości swojego stanowiska, gotów był przypuszczać, że Zoltan jeszcze nic nie wie o tem, że on je obejmuje. Może nie zwrócił uwagi na przyczepiony do butonierki order na łańcuszku? Czas go ostrzedz, iż zanadto niebacznie się zbliża do regionu piorunów! Niechaj wie, że ten, którego po wino ośmiela się posyłać — jest „ekscelencyą!”
Ale Zoltana oświadczenie to wcale jakoś nie zbiło z tropu.
— Nic nie szkodzi: pomimo to będziesz mógł i ty skosztować z nami tego maślacza — odrzekł najniewinniej.
Tak, jakgdyby w niewyczerpanej dobroci swego braterskiego serca wybaczać raczył tamtemu, że wszedł na bezdroża, które go doprowadziły aż do stopnia ekscelencyi.
Goście zaś wszyscy, słysząc tę rozmowę, nietylko, że się nie oburzyli na nieuszanowanie, okazane swojemu zwierzchnikowi, ale przeciwnie, zasłaniali usta, aby ukryć cisnący im się na usta uśmiech zadowolenia. Już to podwładni często miewają taki brzydki zwyczaj, że zamiast się martwić, gdy kto