Przejdź do zawartości

Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kowanie? Ha, cóż! Idee nieprędko kwitną i nieprędko owocują, ale to niech nas nie zniechęca; trzeba iść, trzeba iść zawsze naprzód!” Byłem u niego w hotelu Saskim, poznał mnie ze swoją żoną i córkami; był u mnie potem w parę lat we Florencyi, zawsze ten sam, zawsze młody sercem i umysłem, zdawało się, że czas go nie pokona, a czyliż go pokonał? Nie, to on zwyciężył czas nieśmiertelnością swojego wzniosłego ducha... Przysłał mi książki nowych historyków naszych, zawsze uczynny, zawsze dobry, dziwnie uprzywilejowana natura. Czemuż się innym choć dziesiątej części tej dobroci nie dostało!...
...Nie śmiej się ze mnie, jeśli ci powiem, który dziś śpiewak panuje u nas, — oto Bekwark, ów z czasów Batorego:

W Krakowie — Bek.
W Warszawie — Wark.

Jedni beczą, a drudzy warczą na siebie a kiedyż Kochanowski zawładnie sercami? Kiedyż się pokochają?
...Idźmy naprzód, niosąc każdy światełko swoje, bacząc, aby nie zagasło; nie inaczej gwiazdy czynią po przepaściach niebios, a wszechświat tem trwa i trwać będzie.
Nie myślmy o szczęściu osobistem, o naszym znikomym prochu. Kiedyś tu czytałem Bossueta, a jedna jego myśl uderzyła mnie przerażającą prawdą: