Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z rodziny jego przypominam sobie siostrę, wtedy pannę dorastającą, już znakomitego wzrostu i udatnego kształtu, którą późniéj znaliśmy tu wszyscy jako panię Hochbergerową, a oprócz niéj wiele młodszego chłopca, Józefa Zeylanda. Widywałem ich czasami biegających swobodnie po rynku, a dzisiaj już oboje na tamtym świecie, połączeni z księdzem bratem, któremu w znacznéj części zawdzięczali wychowanie swoje i zabezpieczenie przyszłości. O tym Józefie, powiem ci, panie Ludwiku, co mi wiadomo, gdy przejdziem na Garbary, gdzie stoi wielki zakład przemysłowy jego pracą i rozumem stworzony, teraz zaś muszę jeszcze zwrócić uwagę twoją na ów domek tuż przy mansyonaryi, numerem trzecim oznaczony. Jest to także, pod względem struktury, ciekawy antyk poznański z szesnastego stulecia prawdopodobnie; był on w związku ze znacznie większym, od lat kilkunastu zburzonym i znanym dawniéj pod nazwiskiem psałteryi, którego miejsce zajmują, jak widzisz, czerwony mur z przodu, a za nim jakiś magazyn. Wiadomo z tradycyi, że wszystkie budynki po téj stronie stojące, a mianowicie psałterya, zamieszkiwane były niegdyś przez księży obsługujących pierwszą farę poznańską; musieli doprawdy ci księża mieć bardzo skromne życzenia pod względem wygody, oglądając bowiem raz tę psałteryę, zajętą wtenczas przez biedne handelki u dołu, stare babiny u góry, a widząc tylko chaos grubych murów, wązkich schódków, ciemnych ganków, ciasnych i niskich ciupek, podziwiać musiałem obojętność ludzi dawniejszych wieków dla wszelkiéj zdrowotności i potrzeby ciała.
Otóż skończyliśmy przegląd jednéj strony Nowego rynku; po drugiéj jego stronie widzisz tntaj mnr otaczający dziedziniec dość obszerny, w głębi którego wznosi się dworzec jednopiętrowy z cechą architektury osiemna-