Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nauczył się nieźle rysować od ojca swego, Józefa Perdischa w gimnazyum i, nieroszcząc sobie bynajmniéj prawa do szczególnego artyzmu, robił tylko na usilne proźby, gdy trzeba było umieścić jakiś oryginalny rysunek, tyczący się mianowicie swojskich przedmiotów. Większą cześć obrazków pożyczano od pism zagranicznych, ale ich odbitki nie wyglądały także zbyt świetnie, bo Günther, ówczesny księgarz leszczyński, który się podjął wydawnictwa „Przyjaciela“, niemiał odpowiednich do tego przyrządów. Już to finansowa podstawa przedsięwzięcia mocno się chwiała; wydawca, niemając sam żadnych zgoła zasobów, ledwo zdołał z początku koszta druku i papieru załatać przy wzrastającéj bardzo powoli liczbie prenumeratów, dla tego też redaktor i współpracownicy, składali w pierwszych miesiącach dowody rzadkiéj bezinteresowności.

Popliński, zawsze pełen dobréj nadziei, w przekonaniu, że „Przyjaciel Ludu“, jego ulubione dziecko, korzyść przyniesie naszemu ogółowi, rozbudzając w nim życie literackie i poczucia narodowe, wytrwał w przedsięwzięciu swojem, mimo wszystkich trudności, pracował sam i krzątał się w różnych kierunkach, aby znaleść piszących, pismo utrzymać, ulepszyć i rozpowszechnić. Usiłowania jego wywarły wkrótce pożądany skutek; pod koniec roku i w następnych latach ożywił się znacznie udział publiczności, pismo rozszerzyło swój zakres i podniosło się znakomicie co do treści i formy.

Rzeczywiście był potem „Przyjaciel Ludu“ przez długi czas prawdziwym przyjacielem polskich domów, chętnie co tydzień witanym gościem i stał się obfitym, że tak powiem magazynem, wszelkich narodowych rzeczy, odznaczając się w tym kierunku należytą rozmaitością. Zamieszczał portrety królów, królowych, hetma-