Przejdź do zawartości

Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w bliższéj z nim była znajomości, do towarzyskich kółek swoich nieraz go przyciągali. Przypominam sobie, iż pod tym względem nawet „Norddeutsche Allgemeine“ wystawiła mu pochlebne świadectwo, pisząc, że „poseł Kantak lubionym był przez wszystkie stronnictwa, mianowicie dla swego miłego i jowialnego usposobienia.“
Mimo lat sześćdziesięciu dwóch, nietylko pod względem siły i jasności umysłu, lecz i rzeźwości ciała, nic nie stracił, i kto go spotkał tu na ulicy w połowie Grudnia ośmdziesiątego szóstego roku, ten mógł mu wróżyć, że Moltkego przetrzyma. Tymczasem stało się inaczéj, bo już w końcu owego Grudnia rozstał się z nami na zawsze. Przeziębił się podobno gdzieś na pogrzebie, a choroba, to jest zapalenie płuc, do którego przyłączyło się niebawem zapalenie kiszek, miała bardzo szybki przebieg, bo, położywszy się w Wigilię do łóżka, już w trzecie święto nad ranem życie zakończył. Do ostatniéj chwili zachował przytomność i śmierć miał, jak się zdaje, bardzo lekką; jeszcze dzień przed nią łamał się z najbliższą rodziną opłatkiem i rozgadywał o przyszłéj sesyi sejmowéj, w któréj zamierzał poruszyć sprawę dodatków do pensyi dla nauczycieli gimnazyalnych z innych prowincyi przenoszonych do Księztwa z wielką krzywdą dla nauczycieli miejscowych, a zwłaszcza sprawę nauczycieli polskich, przepędzonych w dalekie kraje niemieckie bez żadnego podwyższenia płacy. W drugie święto pod wieczór pojednał się z Bogiem, a nazajutrz, krótko po piątéj zrana, świat ten opuścił. O jego pogrzebie opowiadać ci niebędę, dość takich smutnych aktów mamy, panie Ludwiku, wszakże, jak mi się zdaje, byłeś wtenczas w Poznaniu i sam widziałeś jak szczerze i uroczyście spółeczeństwo nasze, mimo zimua i niepogody, w niezliczonym tłumie zebrane, oddało cześć ostatnią zasłużonemu posłowi; prócz tego nieuchodzi zapewne twéj wiadomości, że mu