Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czy to wskutek przestrachu, czy z chęci pieszczoty,
Uczuł niewinnych ramion tulące go sploty.

A od drugiego dnia, w towarzystwie pana Nissim Bernard, „zaraźliwe dotknięcie kaziło niewinność“ młodego picola. Odtąd życie chłopczyny uległo zmianie. Mimo iż nosił chleb i sól, jak mu to jego bezpośredni zwierzchnik nakazywał, cała twarz jego śpiewała:

Z kwiatów na kwiaty, z rozkoszy w rozkosze — serc naszych nieśmy pragnienia. — Któż wie, jak długo nam życia — śpieszmy się pić jego smak. — Cześć i zaszczyty — ślepego jeno posłuchu nagrodą — za smutną niewinnością, — któżby chciał podnieść głos!

Od tego dnia, p. Nissim Bernard nigdy nie omieszkał zająć swego miejsca przy śniadaniu (tak jakby zrobił w sali opery ktoś, kto utrzymuje „figurantkę“ — w tym wypadku figurantkę bardzo specjalnego rodzaju, oczekującą jeszcze swojego Degasa). P. Nissim Bernard znajdował przyjemność w tem, aby śledzić w jadalni — aż het w odległych perspektywach, gdzie pod palmą królowała kasjerka — ewolucje młodzieńca, gorliwego w obsługiwaniu wszystkich, a mniej gorliwego w obsługiwaniu pana Nissima, od czasu jak ów wziął go na utrzymanie, czy że chłopczyna uważał za zbyteczne rozwijać tyle uprzejmości dla kogoś kto go i tak kochał dosta-

83