Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ten portret musi się dosyć podobać pani de Gallardon — rzekł książę.
— Dlatego, że się nie zna na malarstwie? — spytała księżna Parmy, która wiedziała, że Oriana ma liche pojęcie o kuzynce. Ale to dobra kobieta, nieprawdaż?
Książę de Guermantes przybrał wyraz głębokiego zdumienia.
— Ależ Błażeju, czy nie widzisz, że Jej Wysokość żartuje sobie z ciebie (Jej Wysokości ani się śniło). Wie równie dobrze jak ty, że Galardonka to stara żmija, odparła pani de Guermantes, której słownik, zazwyczaj ograniczony do wszystkich tych antycznych wyrażeń, był smaczny jak owe dostępne w rozkosznych książkach Pampille’a, ale w rzeczywistości dziś tak rzadkie potrawy, gdzie auszpik, masło, sok z mięsa, pulpety, są autentyczne, bez żadnej podejrzanej domieszki, a nawet sól sprowadza się ze słonych bagien Bretanji; z akcentu, z doboru słów, czuło się, że grunt rozmowy księżnej pochodzi wprost z Guermantes. Przez to księżna różniła się głęboko od swego siostrzeńca Saint-Loup, zarażonego tyloma nowemi pojęciami i wyrażeniami; trudno jest, kiedy się jest zmąconym ideami Kanta i nostalgią Baudelaire’a, pisać wyborną francuzczyzną z czasu Henryka IV; tak iż sama

49