Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na tę wiadomość, rysy księżnej wyraziły radość, a słowa znudzenie. — Och, Boże, znowu ci króle!
— Ale ten jest miły i inteligentny — rzekł Swann.
— Tak zupełnie to nie — odparła księżna, robiąc wrażenie że szuka słów, aby dać więcej oryginalności swojej myśli. — Czy pan zauważył, że najmilsi z Królewskich Wysokości mimo wszystko nie są całkiem mili. Ależ tak, upewniam pana! Trzeba im zawsze mieć zdanie o wszystkiem. A ponieważ nie mają żadnego, obracają pierwszą część swego życia na to aby nas pytać o opinje, drugą aby nas niemi częstować z powrotem. Muszą koniecznie mówić, że to a to było dobrze grane, a to mniej dobrze grane. Niema żadnej różnicy. Ot, ten smarkacz wice-Teodozjusz (nie przypominam sobie jego imienia) spytał mnie, jak się nazywa motyw orkiestralny. Odpowiedziałam mu — rzekła z błyszczącemi oczami i parskając śmiechem pięknemi czerwonemi wargami: „Nazywa się: motyw orkiestralny“. I cóż! w gruncie nie był zadowolony. Och, mój drogi Lolo — ciągnęła pani de Guermantes, jakież to umie być nudne, te proszone obiady! Są wieczory, że wolałoby się umrzeć. Prawda, że umrzeć, to jest może równie nudne, bo nie wiemy przecie co to jest.
Zjawił się lokaj. Był to ów młody narzeczony,

199