Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żądzą nie dźwigania już dłużej tego ciężaru samotnie w powozie, gdzie zresztą zastępowałem brak partnera mówiąc głośno sam do siebie, zadzwoniłem do bramy pana de Charlus. Długi monolog, w którym powtarzałem sobie wszystko com miał mu opowiedzieć (nie myśląc już prawie o tem, co on mnie mógłby mieć do powiedzenia) wypełnił mi cały czas pobytu w salonie, dokąd mnie lokaj wprowadził. Byłem zresztą zbyt wzruszony, aby cokolwiek widzieć. Tak bardzo potrzebowałem aby pan de Charlus wysłuchał opowiadań które mi pilno było wydzielić z siebie, żem odczuł gwałtowny zawód na myśl, że on może śpi i że będę musiał zawrócić do domu samotnie trawiąc swoje pijaństwo słów.
Spostrzegłem w istocie, że czekam już dwadzieścia pięć minut, że może mnie zapomniano w tym salonie, o którym, mimo tak długiego czekania, mógłbym conajwyżej powiedzieć że był olbrzymi, zielonkawy, i że były tam jakieś portrety. Potrzeba mówienia przeszkadza nietylko słyszeć ale widzieć; w tym wypadku wszelki brak zewnętrznego opisu jest już opisem stanu wewnętrznego. Miałem wyjść z salonu aby zawołać kogoś, a jeśli nikogo nie znajdę, odszukać drogę do przedpokoju i kazać sobie otworzyć, kiedy, właśnie w chwili kiedy wstałem

137