Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i czepek, stanowiąc kontrast z elegancją służby, kamerdynera wnoszącego herbatę i ciasteczka, lokaja w liberji na którego margrabina zadzwoniła aby oświecił portret księżnej de Montmorency, ksieni jednego z najsławniejszych klasztorów wschodnich kresów Francji. Wszyscy wstali.
— Co jest dosyć zabawne, rzekła pani de Villeparisis, to że w owych klasztorach, gdzie nasze cioteczne babki bywały przeoryszami, nie przyjęto by córek króla Francji, To były kapituły bardzo zamknięte.
— Nie przyjęto by córek króla Francji, a to czemu? spytał zdumiony Bloch.
— Ależ temu, że dom francuski nie miał dosyć pokoleń szlacheckich od czasu jak popełnił mezaljans.
Zdumienie Blocha rosło. — Dom francuski mezaljans? Z kim?
— No, z Medyceuszami, odparła najnaturalniej pani de Villeparisis. Piękny portret, nieprawdaż, i doskonale zachowany — dodała.
— Droga, rzekła dama uczesana à la Marie-Antoinette, przypominasz sobie, że kiedym ci przyprowadziła Liszta, Liszt powiedział, że ten portret to kopja.
— Gotowa jestem zawsze schylić głowę przed o-

84