Przejdź do zawartości

Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiśniową wstążką; w jednej ręce — w mitenkach — miała zapalonego papierosa, gdy druga trzymała na wysokości kolana duży ogrodowy kapelusz, prostą słomianą zasłonę od słońca. Obok niej, na stole, wazonik pełen róż. Często — i tak było tutaj — osobliwość takich prac wynika zwłaszcza stąd, że artysta wykonał je w specjalnych warunkach, z których zrazu nie zdajemy sobie jasno sprawy — gdy naprzykład niezwykła toaleta pozującej stanowi przebranie na bal kostjumowy, lub gdy przeciwnie czerwony płaszcz starca, robiący wrażenie że mu go narzucił kaprys malarza, jest profesorską togą lub purpurą kardynała. Dwuznaczny charakter istoty, której portret miałem przed sobą, polegał — czego nie zrozumiałem — na tem, że to była młoda aktorka z dawnej epoki, nawpół przebrana. Ale ten melonik, z pod którego stroszyły się jej krótkie włosy, aksamitna kurteczka bez klap, odsłaniająca biały plastron, kazały mi się wahać co do daty mody i co do płci modela, tak iż nie wiedziałem dokładnie com miał przed oczami — o ile nie poprostu pyszną kompozycję malarską. I przyjemność, jaką mi sprawiała, mąciła się jedynie obawą, że Elstir, przeciągając malowanie, sprawi iż nie spotkamy młodych dziewcząt, bo słońce w okienku było już bardzo nisko.
Nic w tej akwareli nie było poprostu skonstatowanym faktem, nic nie było wymalowane dla użyteczności sytuacyjnej: kostjum, bo trzeba było

124