Przejdź do zawartości

Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Ha-hejże! dziesięć dni głód mnie tarmosił, a klecha uczył pełzania, jedenastego zabiłem bogacza i oto chlupię się w jego krwi, jak w wodzie..
Wszystko pragnie się zadokumentować...
Pękają cugle, stosy taczek rozbitych trzeszczą na ogniskach, nieszczęsne, bólem wykrzywione twarze patrzą zwrócone w stronę, skąd ma wypłynąć świt, grom wali, burza stęka...
Ja wiecznie wojowniczy duch, ja włóczęga, idę kurzawą okryty, jak płaszczem, słucham burzy i burzę roznoszę.
Chodźcie wszyscy, co wam dłonie i serca pękały, którym nadziei kwiat nie przekwitał, lecz umierał brutalną nogą zdeptany...
Idę, słucham...

Błogo mi i radośnie... Głuchy fabrykant mnie popchnął i ksiądz wyklął z ambony, ale klątwy odpadają ode mnie, jak ciała martwe — jękną, zastukają pod memi stopami i umrą...
Ludy już ich nie słuchają: oczy wysłały daleko, czegoś wypatrują... A oto burza niesie swoje dzieci, swoje błyskawice... Po chatach nędzarzy, którym pierś od wes-