Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ustawiamy szubienicę przed oknem, rzucamy na nią wisielca.
— Nie poznajesz mnie, bracie? oh! jak boli powróz...
Za sny nasze... pomścić mnie miałeś... A te raz położyłeś się i pilnujesz, by ci poduszki z pod głowy nie wydarto.
— Drap mocniej, drap w okno, szatanie... Słyszysz, jak łzy jego szeleszczą. Głowę na rękach oparł i płacze... Drap mocniej! Zrywa się — oczy jego gromom podobne... Ubiera się — odchodzi... Za oknem burza go przywita — on nie patrzy... Za oknem pioruny warczą — on nie słucha... Za oknem wicher siepnie go po twarzy — on nie czuje... Już idźmy, szatanie, uratowaliśmy człowieka... Może wisielec nowy — mniejsza o to: i nas powieszą... Idźmy dalej, szatanie... Na ciche łoża dziewicze, w grona młodzieńców obłąkanych, w głuche domostwa nędzarzy... Burzą wiejmy, wichrem wiejmy! Nie dajmy im zasnąć... Świtby przespali... Bogaby przespali... Idźmy prędzej, szatanie!... My nierozdzielni, my jedyni w sobie, — my dwaj bogowie — ja i mój brat szatan...

***