Przejdź do zawartości

Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W otwartych drzwiach zjawiła się Gilberta w białym stroju oblubienicy.
Matka i Paketa postępowały za nią.


XXVI

Bielsza była od welonu, pokrywającego jej czoło.
Jednak uśmiechała się tym zimnym, obrzędowym uśmiechem, do okoliczności zastosowanym, który był ostatniem ustępstwem, uczynionem dla ojca.
Przy stroju oblubienicy, olśniewająco i niepokalanie białym, dziwnie odbijał, niezauważony jednak przez nikogo, naszyjnik bursztynowy.
Ku temu strasznemu darowi Zilli ręka Gilberty sięgała co chwila ruchem nerwowym, ściskając perłę zatrutą, od której spodziewała się wkrótce spokoju i świerci.
Zamiarem jej było odłożyć do ostatniej chwili wykonanie rozpaczliwego kroku; głos sumienia nakazywał jej zachowywać życie najdłużej jak można, aby dać czas przypadkowi, a raczej Opatrzności przybyć jej z pomocą, jeśli tam, gdzie ważą się losy ludzi, uznane to zostanie za potrzebne.
Margrabia zbliżył się do niej z otwartemi ramionami.
— Moja córko! dziecię moje najdroższe! — wyrzekł z czułością.
I w tym ojcu, który dokonywał lichego targu, oddając rękę jedynaczki hrabiemu, zbudziło się, na chwilę szczere uczucie i prawdziwa łza w jego oku zabłysła, wywołana żalem, a może i skruchą.
Gilberta zwróciła na ojca niewymownie smutne spojrzenie.
— Biedny ojciec! — pomyślała. — Niech mu Bóg przebaczy, bo zaprawdę nie wie, co czyni!
Dzwony u Panny Marji zamilkły.