Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzając się na małej przestrzeni od łóżka do okna.
Była jeszcze bardzo osłabiona i tylko podniecenie nerwowe dodawało jej mocy.
Mimo wszystko, ubrała się, wydobyła z ukrycia księgę, przez ojca jej zapisaną, i wolnym krokiem zeszła na niższe piętro.
W izbie noclegowej spotkała odźwierną, która na jej widok nie mogła powstrzymać okrzyku zdziwienia.
— Panna Zilla wychodzi? — spytała.
— Wychodzę-odrzekła krótko cyganka.
— Ależ, kochanko, blada jesteś jak śmierć. Na każdym skręcie ulicy upaść możesz bez sił.
— Nie upadnę!
Wyszła na ulicę, nic więcej nie mówiąc. Stara patrzyła na nią wzrokiem litościwym, potem rzekła, wzruszając ramionami:
— Wreszcie, cóż mnie tam do niej!
Świeże powietrze dobrze oddziałało na Zille. Posuwając się zwolna i przystając chwilami dla nabrania sił, doszła do zajazdu, w którym mieszkał poeta, i gdzie, za przybyciem, zastała gospodarza, prowadzącego nader ożywioną rozmowę ze służącą Cyrana.
Zajazd i oberża miary wygląd zwyczajny. O tak wczesnej godzinie żaden jeszcze biesiadnik nie przestąpił progu izby gościnnej, gdyż stoły były zupełnie czyste, a cynowe kubki wisiały w prawidłowych szeregach na ścianie. Prawie zawsze, w każdym domu, do którego przybywa gość nowy lub powraca który ze stałych mieszkańców, zauważyć można trochę nieładu, ujawniającego się częstokroć w bardzo nie znacznych szczegółach.
Mieszkanie Cyrana nie przedstawiało, na pIerwsze wejrzenie, żadnego z tych znaków ostrzegawczych.