Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wet nie płakał, za to Rilla, widząc, że nic mu się nie stało, wybuchnęła głośnem łkaniem.
— Wstrętny stary pociąg, — zauważył Jaś z niechęcią. — Wstrętny stary Bóg, — dodał, spoglądając w niebo.
Głośny śmiech wydarł się z piersi Rilli, co jej ojciec nazwałby histerią. Opanowała się jednak zanim jeszcze histerja zupełnie nią owładnęła.
— Rillo Blythe, wstyd mi za ciebie. Wróć do równowagi. Jasiu, nie pozwalam ci tak mówić.
— Bóg wyrzucił mnie z pociągu, — oznajmił Jaś stanowczo. — Ktoś przecież mnie wypchnął, ty nie, więc Bóg.
— Nie, kochanie. Wypadłeś, boś wychylił się zanadto. Mówiłam ci, żebyś tego nie robił. Wiedz o tem, że to twoja własna wina.
Jaś przyjrzał jej się uważnie, jakby chciał sprawdzić, czy tak myśli, jak mówi, poczem spojrzał znowu w niebo.
— Przepraszam Cię, Panie Boże, — rzekł głośno.
Rilla również spojrzała w niebo. Wygląd nieba zupełnie jej się nie podobał. Ciężka ołowiana chmura sunęła od północo-zachodu. Co było robić? Tego wieczoru nie było już innego pociągu. Czy będą mogli dotrzeć do domu Hanki Brewster oddalonego stąd o dwie mile? Rilla na pewnoby tam szybko dobiegła, ale z Jasiem nie jest taka łatwa historia. Czy drobne jego nóżki wytrzymają?
— Spróbujemy, — postanowiła Rilla z rezygnacją. — Nie możemy siedzieć na peronie i oczekiwać burzy, a deszcz przecież może padać całą