Przejdź do zawartości

Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rilla zgodziła się wreszcie i sir Wilfrid, machając uroczyście ogonem, wkroczył triumfalnie na schody.
— Ach, Rillo, — zaszlochała Maniusia, gdy znalazły się w pokoju. — Jestem taka nieszczęśliwa. Nie mogę ci wcale powiedzieć, jaka nieszczęśliwa jestem. Serce mi chyba pęknie z rozpaczy.
Rilla usiadła przy niej na kanapie. Sir Wilfrid przysiadł na ziemi przed niemi z impertynencko wysuniętym językiem i słuchał.
— Co się znowu stało, Mamusiu?
— Józio przyjeżdża dzisiaj na ostatni urlop. W sobotę miałam od niego list, przysyła listy na adres Boba Crawforda, ze względu na ojca. Wyobraź sobie, Rillo, że będzie tutaj tylko cztery dni. Musi wyjechać w piątek rano, a ja może nigdy go więcej nie zobaczę.
— Czy jeszcze ma ochotę się z tobą ożenić? — zapytała Rilla.
— Ach, tak. Namawia mnie w liście, abym uciekła z domu i wzięła z nim ślub. Ja jednak nie mogę tego zrobić, Rillo, nawet dla Józia. Jedyną pociechą jest, że będę się z nim mogła zobaczyć jutro po południu. Ojciec wyjeżdża do Charlottetown za interesami. Będziemy mogli porozmawiać swobodnie. Ale później... Rillo, jestem pewna że ojciec nie pozwoli mi nawet odprowadzić Józia w piątek na stację.
— Dlaczego, u licha, nie mielibyście właśnie jutro po południu wziąć ślubu — wpadła na pomysł Rilla.