Przejdź do zawartości

Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przy stole wigilijnym wszystkie miejsca będą już zajęte.
„Była to pierwsza wigilia, kiedy Władka nie było w domu“, pisała Rilla nazajutrz w swym pamiętniku. „Jim od czasu do czasu wyjeżdżał na Boże Narodzenie do Avonlea, lecz Władek był zawsze z nami. Miałam dzisiaj listy od niego i od Krzysia. Obydwaj są jeszcze w Anglji, lecz spodziewają się, że niedługo zostaną przesłani do okopów. A wtedy... mam wrażenie, że i to się przetrzyma. Najstraszniejszą dla mnie jest myśl, że jakoś mimo ciągłych trosk i zmartwień, żyje się przecież i to prawie całkiem normalnie. Wiem, że Jim i Jurek są w okopach, że Krzyś i Władek wkrótce tam będą, że może któryś z nich więcej nie wróci, a jednak żyję, pracuję, tak, i nawet od czasu do czasu jestem wesoła. Są chwile zupełnie wesołe, chwile, podczas których nie pamięta się o tych strasznych rzeczach, lecz przypomnienie jest jeszcze gorsze.
„Tegoroczne Boże Narodzenie absolutnie się nie udało. W wigilję Nan miała ból zębów, Zuzanna czerwone oczy, a Jaś był tak zaziębiony, że obawiałam się krupu. Od października dwa razy przechodził krup. Pierwszy raz byłam śmiertelnie przerażona, bo ojca i mamy nie było — ojca nigdy nie ma, gdy ktoś w domu choruje. Lecz Zuzanna zachowała spokój i dzięki niej nazajutrz rano Jaś był już prawie zupełnie zdrów. Ma już smyk rok i cztery miesiące, biega świetnie i wypowiada kilka słów. Nazywa mnie strasznie śmiesznie: „Lilla“. Przypomina mi to zawsze ten straszny, dziwny, a jednocześnie cudowny wieczór, gdy Krzyś przyszedł się