Przejdź do zawartości

Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Prawdopodobnie było wówczas wesoło, — rzekł Krzyś. Głos jego brzmiał dziwnie nieswojo. Rilla pomyślała, że musiał być ogromnie rozczarowany. W gruncie rzeczy Krzysztof dlatego miał głos zmieniony, bo siłą powstrzymywał się od głośnego śmiechu.
— Rilla naprzykład, — mówiła Zuzanna, patrząc z czułością na nieszczęśliwą dziewczynę, — nigdy nie otrzymywała zbyt srogiej kary. Dobre z niej było dziecko. Ojciec raz jeden sprawił jej lanie. Zabrała kiedyś z gabinetu dwa słoiczki pigułek i założyła się z Alinką Clow, która z nich więcej pigułek połknie. Gdyby nie pan doktór, obydwie dziewczynki umarłyby w strasznych boleściach. I tak później ciężko się rozchorowały. Ale doktor zbił potem Rillę porządnie i od tej pory nigdy już więcej nie zaglądała do jego gabinetu. W dzisiejszych czasach słyszymy coraz więcej o tem, że dzieciom należy perswadować. Ja tam uważam, że porządne baty są najlepszem lekarstwem dla niesfornych dzieci.
Rilla była już pewna, że Zuzanna wymieni każdego z członków rodziny i przypomni sobie przy jakiej okazji biedak dostał baty. Lecz Zuzanna skończyła z tym tematem i podjęła inny, weselszy.
— Pamiętam jak mały Tadzio Mac Allister z za Portu otruł się zjadłszy całe pudełko pigułek, bo myślał, że to cukierki. Bardzo to smutna była historia. Jeszcze takiego chudego trupka nigdy w życiu nie widziałam. Winę trzeba było przypisać matce, która postawiła pigułki w otwartem miejscu, ale ona zawsze była strasznie roztrzepana. Pewnego