Przejdź do zawartości

Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dreszcz, ale dreszcz taki jakiś przyjemny. Przypomniał mi się Galahad z tych poezyj, które ojciec czytał nam w sobotę.
— Wolę nie myśleć o tym pojedynku, bardzo bym chciała, żeby do tego nie doszło, — rzekła Una.
— Teraz już niema żadnej rady, — rozpłakała się Flora. — To przecież sprawa honorowa. Ale nie mów o tem nikomu, Uno, bo nigdy już nie powierzę ci żadnej tajemnicy.
— Na pewno nie powiem, — zgodziła się Una. — Nie chciałabym jednak obserwować tego pojedynku. Zaraz po lekcjach wracam do domu.
— Doskonale. Ja muszę być przy tem, przecież Władzio pojedynkuje się o mnie. Muszę zawiązać mu szarfę na ramieniu, bo jest moim rycerzem. Jak to dobrze, że pani Blythe podarowała mi na urodziny śliczną błękitną wstążkę do włosów! Nosiłam ją tylko dwa razy, więc jest prawie zupełnie nowa. Chciałabym być pewna, że Władzio zwycięży, bo porażka byłaby dla niego bardzo upokarzająca.
Flora miałaby jeszcze większe wątpliwości, gdyby mogła widzieć w tej chwili swego rycerza. Władek wrócił ze szkoły pełen gniewu, lecz jednocześnie bardzo przygnębiony. Miał pojedynkować się nazajutrz z Danem Reese, a przecież tak nienawidził nawet myśli o pojedynku. Mimo to jednak nic mógł w danej chwili myśleć o czemś innem. Czy to będzie bardzo bolało? Lękał się, że tak. Czy pojedynek ten przyniesie mu wstyd?
Nie miał apetytu do kolacji, chociaż Zuzanna