Przejdź do zawartości

Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dość na tem, że zdejmował on nie w cieniu, ale na pełnem słońcu i mimo to nie udała się.
Do opóźnienia listu proszę i to jeszcze wziąć w rachubę, że tu tylko dwa razy na miesiąc odchodzi poczta do Europy i dwa razy przychodzi. Ta poczta nie idzie końmi, ani pociągiem, tylko niesie ją pieszy posłaniec aż do portu, a to nie kilometr, ani dwa, ale setki kilometrów drogi ścieżkami przez góry, przepaści, rzeki, błota i t. p., więc to prędko iść nie może. Nazywają wprawdzie Francuzi takiego posłańca, niosącego pocztę courrier, ale temu kurjerowi tak się nieraz musi spieszyć, jak mnie do tańca, zwłaszcza kiedy dzień gorący, a on w dodatku może głodny...
Kończę już moją bazgraninę i bardzo Ojca proszę o łaskawą pamięć w modlitwach jak za mnie, tak za moich biedaków, czekam choć na kilka słów odpowiedzi.
P. S. Niech Ojciec tylko nie myśli, że ja użalam się na moje mieszkanie, bynajmniej; żal mi bardzo moich biednych chorych i o nich tylko myślę, jak zaradzić tej ich nędzy i ulżyć im. Dla mnie mieszkanie za dobre nawet, spodziewałem się dostać jaką lepiankę w ziemi wykopaną, a nie pokój z oknem i drzwiami. Jak Bóg da, że się trochę uporam (z grubszego, jak to mówią), to Ojcu opiszę znowu, jakem się urządził.