Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak będziemy mogli odwrócić się plecami do jodłowego lasku, z którego otchłani mogło się w każdej chwili ukazać to „coś“? Jak przebrniemy przez to ciemne, bezkresne pole, dzielące nas od domu, w którym mieszkaliśmy?
Na szczęście wuj Alec zbliżył się w tej chwili do nas, prosząc, abyśmy poszli z nim razem, gdyż zgliszcza po łodygach kartoflanych już zupełnie wygasły. Podnieśliśmy się z brózdy i ruszyliśmy w drogę, trzymając się jaknajbliżej wuja Aleca.
— Ja tam w to wszystko nie wierzę, — odezwał się Dan, usiłując mówić całkiem obojętnie.
— Nie pojmuję, dlaczego masz nie wierzyć, — odpowiedziała Celinka. — Przecież ne czytaliśmy o tem w żadnej książce, ani też nie działo się to aż tak bardzo dawno temu. Słyszałeś, że to było w Markdale, a dopiero przed tygodniem sama widziałam ten jodłowy lasek.
— Ach, przypuszczam, że Wincenty Cowan poprostu przestraszył się czegoś, — tłumaczył Dan, — lecz nigdy nie uwierzę, żeby miał widzieć djabła.
— Stary pan Morrison z Niższego Markdale był jednym z tych ludzi, którzy Cowana rozbierali i jeszcze do dzisiaj pamięta znaki na jego ramionach, — oznajmiła Historynka z triumfem.
— A jak się Wincenty później zachowywał? — zapytałem.
— Zupełnie się zmienił, — odparła uroczyście Historynka. — Nawet zabardzo się zmienił. Nigdy nie śmiał się więcej i nigdy nie był wesoły. Stał się bardzo religijnym człowiekiem, co zresztą wyszło mu na dobre, lecz jednocześnie był bardzo ponury i wszystko co przyjemne uważał za grzech. Nie jadł nawet więcej, niż było mu to konieczne do życia. Wuj Roger powiada, że gdyby Win-