Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Umarła przed nadejściem wiosny i obydwoje z ukochanym zostali pochowani obok siebie nad brzegiem rzeki, która odtąd nazywa się Shubenacadie, — odpowiedziała Historynka.
Silny wiatr powiał od strony altany i Celinka zadrżała. Usłyszeliśmy głos ciotki Janet, wołający: „Dzieci, dzieci!“ Otrząsnąwszy się z chwilowego uroku, porwaliśmy się z ziemi i pobiegliśmy w stronę domu.
— Chciałbym urodzić się Indjaninem, — westchnął Dan. — Cudowne musi to być życie, kiedy się nic nie robi. tylko poluje i walczy.
— Ale nie byłoby tak cudownie, gdyby cię Indjanie schwytali i zabili na pieczeń, — zaśmiała Fela.
— Nie, — odparł Dan gniewnie. — Napewno nie dałbym się tak łatwo schwytać, szczególnie wówczas, gdybym sam był Indjaninem.
— Czy nie jest zimno? Zagadnęła Celinka, przejęta nagłym dreszczem. — Wkrótce już będzie zima, a jabym tak chciała, żeby zawsze było lato. Fela i Historynka bardzo lubią zimę, tylko ja jej nie lubię. Tak długo wtedy trzeba czekać do wiosny!
— Mniejsza o to, ale lato mieliśmy cudowne, — rzekłem, otaczając ją ramieniem, aby tym uściskiem ukoić jej dziecięcy smutek, który drżał w przyciszonym głosiku.
Istotnie mieliśmy cudowne lato i wspomnienie o niem pozostanie w naszej pamięci nazawsze. „Nawet bogowie nie mogą odbierać swych darów“. Mogą nas obrabować z tego wszystkiego, co ma nastąpić, mogą nasycić goryczą naszą teraźniejszość, lecz przeszłości naszej nie wolno im dotykać. Przeszłość ta ze wszystkiem, co było piękne i wesołe, z całym swoim urokiem pozostanie na wieki naszą własnością.