Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i w błyszczących jej czarnych oczach nie było ani odrobiny przyjaznego błysku.
Do tej pory zachowywaliśmy się dzielnie mimo niepewności i przerażenia, jakie nas ogarniało, teraz jednak nerwy odmówiły nam posłuszeństwa i lek w naszych duszach wzmógł się jeszcze bardziej. Piotrek wydał cichy mimowolny okrzyk, my zaś wszyscy zawróciliśmy śpiesznie i przez maleńką polankę poczęliśmy uciekać do lasu. Biegliśmy w szaleńczym pędzie, przeświadczeni o tem, że Peg Bowen nas goni. Straszna była ta świadomość, straszniejsza nawet od wszystkich nocnych zjaw, o których pisaliśmy w naszych księgach snów. Historynka biegła tuż przede mną i pamiętam jeszcze dzisiaj doskonale, jak z rozpaczą przeskakiwała przez leżące na drodze pnie drzew, przez opadłe gałązki jodeł, ze swemi brunatnemi lokami, opadającemi na czerwoną sukienkę. Celinka tuż za mną, zadyszana z pośpiechu, od czasu do czasu szeptała tylko: „Ach, Ed, zaczekaj na mnie“, a potem: „Ach, Ed, prędko, prędko!“ Wiedzeni jakimś ślepym instynktem trzymaliśmy się wszyscy razem i biegliśmy tak gęsiego przez cichy zadumany las. Nagle znaleźliśmy się na polu, tuż nad strumykiem. Nad głowami naszemi wisiało pogodne niebo, zaróżowione od zachodzącego słońca, przed nami pasły się krowy i lekki wietrzyk nadchodzącej jesieni zdawał się słać ku nam ostatnie pożegnalne pozdrowienie lata. Przystanęliśmy, konstatując z radością, że jednakże Peg Bowen nas nie zatrzymała.
— Ach, straszna to była przeprawa, — wyszeptała Celinka z drżeniem, — Za nic w świecie po raz drugi nie poszłabym tam, nawet gdyby miało to uratować Pata.
— I tak nagle wyrosła przed nami, jak z pod ziemi, — bąknął zawstydzony Piotrek. — Gdybym był na to przygotowany, napewno nie ruszyłbym się z miejsca, ale, gdy