Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zostać na czas naszej nieobecności przy Pacie. Nie uważaliśmy za stosowne informować dorosłych o naszem zamierzeniu i o jego szczegółach. Dorośli mieli na niektóre rzeczy takie dziwne poglądy, więc napewno zabroniliby nam pójść do Peg Bowen i jeszcze wyśmieliby nas.
Chałupka, w której mieszkała Peg Bowen, znajdowała się w odległości mili od naszego domu, nawet jeżeli się szło najkrótszą drogą, przez moczary i zalesiony pagórek. Skierowaliśmy się naprzełaj przez pola, a później małą kładką przerzuconą przez strumyk. Wszystko wokoło nas zdawało się ze znużeniem żegnać mijające lato. Gdyśmy dotarli do skraju gęstego lasu, odczuliśmy nagle dziwny lęk, chociaż żadne z nas nie chciało się do tego przyznać. Szliśmy skupieni w gromadkę, nie rozmawiając nawet. Gdy się człowiek zbliża do siedziby czarownicy i gdy jest pewien, że ją samą może ujrzeć za chwilę, lepiej, żeby wtedy jaknajmniej mówił, bo i tak jest wówczas bardzo podniecony. Naturalnie Peg nie była przecież czarownicą, ale w takich razach ostrożność nigdy nie zawadzi.
Wreszcie dotarliśmy do ścieżki, która biegła prosto do chałupki Peg Bowen. Twarze nasze były teraz śmiertelnie blade, a serca poczęły bić mocniej. Czerwone wrześniowe słońce wisiało nisko nad wierzchołkami jodeł po stronie zachodu. Nawet ono wyglądało dzisiaj całkiem inaczej, niż zwykle. Wszystko zresztą dokoła wyglądało inaczej. W głębi duszy przejęty byłem pragnieniem, aby ta nasza ciężka misja skończyła się jaknajprędzej.
Raptowny zakręt ścieżki doprowadził nas do maleńkiej polanki i chociaż zupełnie nie byliśmy przygotowani na to, oczom naszym niespodziewanie ukazała się maleńka chatka Peg Bowen. Mimo panicznego lęku spojrzałem na tę chatkę z ciekawością. Był to mały, pochylony budyneczek, z obwisłym dachem, z którego wyłaniał się miejscami świe-