Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dotrzymać Feli towarzystwa. Siedzieliśmy wszyscy w kuchni, gdy wuj Roger wrócił do domu o jedenastej.
— Co, u licha, robicie o tej porze w nocy? — zawołał gniewnie. — Już od dwóch godzin powinniście spać. I poco palicie ten ogień, kiedy na dworze taki upał? Czyście poszaleli?
— To ze względu na Dana, — wytłumaczyła nieśmiało Fela. — Znowu dzisiaj jadł te jagody, więc jesteśmy pewni, że się rozchoruje. Dotychczas jeszcze jest zdrowy i śpi spokojnie.
— Czyż ten chłopak zwarjował? — oburzył się wuj Roger.
— To wszystko była wina Feli, — zawołała Celinka, która zawsze stawała po stronie Dana w każdej, choćby najgorszej sytuacji. — Powiedziała mu, że miał już dobrą nauczkę i że chyba nigdy nic takiego nie zrobi, czego mu ona zabrania. Dan rozgniewał się strasznie, poszedł i najadł się znowu dzikich jagód.
— Felicjo King, jak nie postarasz się zmienić swego postępowania, wyrośniesz na kobietę, która zmuszać będzie swego męża do pijaństwa, — oświadczył wuj Roger ze smutkiem.
— Skąd ja mogłam wiedzieć, że Dan popełni takie głupstwo? — jęczała Fela.
— Ale teraz wszyscy do łóżek! Będę szczęśliwy, jak już wasi rodzice wrócą. Biada takiemu kawalerowi, który musi się opiekować cudzemi dziećmi! Już mnie nikt nigdy do tego nie namówi. Felu, czy jest coś w śpiżarni do jedzenia?
Ostatnie zapytanie dopełniło jeszcze czarę goryczy. Fela zdołałaby wszystko wybaczyć wujowi Rogerowi, gdyby nie to właśnie. Zapytanie wuja Rogera było poprostu niewybaczalne. Wyznała mi całkiem szczerze, gdy szliśmy