Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tego dnia był okropny. Jednakże pani Scottowa zjawiła się tam po godzinie, całkiem spokojna i nawet uśmiechnięta. Uważam, że każda żona powinna tak postępować, gdy ma męża takiego, jak stary ksiądz Scott. Ale po kilku tygodniach właśnie ksiądz pewnej niedzieli zaspał i w żaden sposób do kościoła nie mógł zdążyć! Pani Scottowa chcąc mu odpłacić pięknem za nadobne, cichaczem wymknęła się z domu i do kościoła pojechała sama. Dnia tego był także straszny upał i ksiądz Scott przyszedł do kościoła piechotą, zmęczony i zdenerwowany. Wszedł na kazalnicę, pochylił się naprzód i spojrzał na żonę, siedzącą spokojnie w pierwszej ławce.
Bardzo mądrze zrobiłaś, — zawołał na cały głos, — ale żeby mi się to drugi raz nie powtórzyło!
Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem i nagle ujrzeliśmy w alejce Pata, kroczącego majestatycznie z podwiniętym w górę ogonem. Tuż za nim szedł Dan zupełnie ubrany.

Szkic chłopca i kota, idących razem ścieżką w ogrodzie

— Więc jednak wstałeś? — zawołała z niepokojem Celinka.
— Owszem, wstałem, — odparł obojętnie Dan. — Okno