Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem Wzgórzu i czystym sentymentem, jakim tam Anię wszyscy otaczali. Pani Linde nie omieszkała donieść Ani o ostatnich sprawach kościelnych. Nie zajmując się teraz gospodarstwem, pani Małgorzata miała więcej czasu i całą duszą oddawała się ploteczkom miejscowym. W danej chwili wszystkie jej myśli pochłonięte były kwestją tego, co się ostatnio działo na plebanji po ustąpieniu pastora Allan‘a.
„Wątpię czy rozsądny człowiek w ostatnich czasach poświęca się karjerze księdza“, pisała z goryczą. „Najlepszym dowodem są duchowni, których nam teraz przysyłają. A te ich kazania wołają o pomstę do nieba! Przeważna część kazań jest wierutnem kłamstwem i absolutnie nie wpływa zdrowo na parafjan. Nasz pastor obecny, jest człowiekiem zupełnie niepoczytalnym. Zazwyczaj obiera jakiś temat, a potem zaczyna mówić o czemś zupełnie innem. Śmie nawet twierdzić, że zdaniem jego, nawet poganie nie będą potępieni. Też pomysł! Cóżby się stało z wszystkiemi pieniędzmi, jakie ofiarowujemy na cele utrzymania zagranicznych misyj? Ostatniej niedzieli obwieścił, że na przyszły tydzień mówić będzie na temat pływającej siekiery. Radziłabym mu raczej wybierać tematy z Biblji, a sensacyjne opowieści pozostawić na boku. Ładnie wyglądamy, jeżeli kaznodzieja nie potrafi znaleźć tematu do swych kazań w całej treści Pisma Świętego. Aniu, czy chodzisz do kościoła? Mam nadzieję, że o tem nie zapominasz. Ludzie, będący poza domem, traktują modlitwę jako rzecz drugorzędną, szczególnie studenci już oddawna znani są z tego. Mówiono mi nawet, że niektórzy właśnie w niedzielę najwięcej czasu