Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wzgórze i zdawać się mogło, że odżyła dawna ich szkolna przyjaźń. Jednakże Ani teraz już to nie wystarczało. Purpurowy kwiat miłości przysłaniał skromne pączki przyjaźni i tłumił je odurzającą wonią. W duszyczce Ani coraz częściej rodziła się wątpliwość, czy Gilbert ją jeszcze kochał. W chwilach samotności przypominała sobie zawsze ów wiosenny wieczór w małym ogródku Ustronia Patty. Czy kiedykolwiek potrafi naprawić swą omyłkę? Z drugiej znów strony było bardzo prawdopodobne, że Gilbert jednak zakochał się w Krystynie. Może nawet byli już zaręczeni? Ania starała się, jak najmniej myśleć o tem wszystkiem i postanowiła usilną pracą zabić w sobie dziewczęce uczucie miłości. Przecież jako nauczycielka może być też bardzo potrzebna społeczeństwu, przytem małe jej nowelki spotykały się z coraz częstszemi pochwałami rozmaitych wydawnictw. Jednak... jednak... Ania uniosła zwój batystu i westchnęła znowu głęboko.
Nazajutrz po południu Gilbert zastał już Anię zupełnie gotową do wyjścia. Miała na sobie dawną swą zieloną sukienkę, którą Gilbert kiedyś tak bardzo lubił i wyglądała wyjątkowo pięknie. Doszedł nawet do wniosku, że nigdy dotychczas nie wyglądała tak czarująco. Idąc przy boku przyjaciela, co pewien czas zerkała nań ukradkiem i zauważyła, że podczas choroby ogromnie spoważniał.
Pogoda była prześliczna. Wreszcie dotarli do ogródka Heleny Gray i usiedli na małej, omszonej ławeczce. Ani przyszedł na myśl ów cudowny dzień, kiedy to z Dianą, Janką i Priscillą urządziły rozkoszną majówkę i odkryły ten uroczy zakątek.