Przejdź do zawartości

Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Diano, mów ze mną szczerze, czy znalazłaś w tej noweli jakieś błędy.
— Niewielki, — odparła Diana po chwili namysłu. — Scena, w której Aweryla piecze ciasto, jest nieromantyczna, nie pasuje według mnie do reszty. Przecież Aweryli nie wypada się zajmować taką prozaiczną pracą. Wogóle bohaterki romantycznych nowel nie powinny umieć gotować.
— Dlaczego? Przecież to właśnie zabarwia całą nowelę humorem, — zawołała Ania z zapałem.
Diana postanowiła zaniechać dalszej krytyki, jednakże Ania miała jeszcze cięższe zadanie z panem Harrisonem, którego trudniej było przekonać. Na samym początku stwierdził, że w noweli jest stanowczo za dużo opisów.
— Wyrzuć te wszystkie kwieciste ustępy, — rzekł ze stanowczością.
Ania doszła do niemiłego przekonania, że pan Harrison jednak miał słuszność i, aczkolwiek musiała jeszcze trzykrotnie przepisywać całą nowelę, to jednak z żalem wyzbyła się pięknych opisów, aby tylko zadowolić surowego krytyka.
— Zostawiłam tylko opis zachodu słońca, bo ten według mnie był najlepszy, — szepnęła nieśmiało.
— Ale cóż on ma wspólnego z treścią noweli? — zagadnął pan Harrison. — Wogóle cała akcja nie powinna się rozgrywać w wielkiem mieście, bo ty przecież zasadniczo życia miejskiego zupełnie nie znasz. Powinno się to było dziać chociażby w Avonlea. Mogłaś zmienić nazwę miejscowości, ażeby uniknąć mniemania pani Linde, że to ona właśnie jest główną bohaterką.