Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dalszym ważnym dowodem są tutaj dramaty Przybyszewskiego, w których konieczność tragiczna zostaje zastąpiona przez komentarz deterministyczno-naukowy po to, by narodził się z niego bezwzględny pesymizm, by się ujawniła zależność dążeń ludzkich od nieznanych i przemożnych sił. Dzisiaj rzekomej konieczności tych dramatów zupełnie nie odczuwamy, mimo że Przybyszewski uporczywie starał się ją wmówić, poddać. Widzimy w jego dramatach zbiegi zdarzeń raczej przypadkowych, które w pewną konieczność układają się wyłącznie dzięki komentarzom wybranych postaci.
Każde zjawisko tragizmu rodzi poczucie konieczności, losu, ale nie każda konieczność jest tragiczna, a już szczególnie taka, która wynika z fatalistycznego determinizmu. Każde zjawisko tragiczności rodzi świadomość winy tragicznej, kary niezawinionej, ale nie każda kara ni stąd, ni zowąd spadająca według dowolnie dobieranych przez poetę praw determinizmu jest świadectwem winy tragicznej. Nie są to przebiegi odwracalne. Tymczasem u Przybyszewskiego konieczność polega na odwróceniu biegu tych zjawisk. Żywotne mogły być one jedynie dzięki przytwierdzającej współpracy ówczesnego widza, nasyconego propagandą naukowości, któremu wystarczyło dać komentarz powszechnego determinizmu, by powstało już w nim złudzenie, że stworzona została konieczność tragiczna. Tak więc powodzenie tych dramatów u współczesnych, ich zupełna martwota artystyczna dzisiaj — są świadectwem, jak głęboko tkwił determinizm w duchowości tamtego czasu.
Przybyszewski stale poprzestaje na komentarzu, ale przebiegiem akcji nigdzie go nie udowadnia.

.

    Cóż stąd, że w rajskie opływacie blaski,
    Gdy to ma trwanie jednego momentu,
    Po którym trzeba iść w muł bezpamiętny
    Wam — które znacie czar życia namiętny!
    (Fale, tamże, s. 70).

    Ten sam obraz u Żuławskiego:

    Wiem, żem jest pyłek w wszechświatów przestworzu;
    wiem, żem jest fala na wieczności morzu,
    która rozbudzona wichrem na głębinie
    wzdyma się, leci, rozpływa i ginie — —
    Giną te fale, jak ten nikłe, marne,
    lecz morze zawsze nowymi ciężarne
    szumi — i żadnej nie traci kropelki;
    wiem to — i sławię Cię, o Boże wielki!
    (Cień, Poezje, wyd. nowe, Kraków 1909, s. 236).