Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Poezje Ser. 8.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ZACHÓD SZCZYTÓW...

Majestatyczny spokój skał — —
jakże dalekim jest od życia!
Tam żaden wiatr nie będzie wiał
z padołów trupiej woni gnicia.
Zamarłe skały — ale tam,
tam jest dopiero świat żywota;
zamkniętych u ich stopy bram
nie przejdzie nic, co wstaje z błota.

Dlaczegóż, o, dlaczegóż tak
dalekie są wierzchołki srebrne,
gdy nisko tchu poprostu brak,
czoła schylone w chusty zgrzebne;
gdy dusze, pogrążone w brud,
we własną boskość swą nie wierzą,
nakształt zarazą tkniętych trzód
mrą same i zarazę szerzą...

Coraz to głębiej schodzi mrok,
wierzchołki toną w mgieł szeżodze,
a ludzki obłąkany wzrok
noc tylko widzi na swej drodze — —
O skały, utopione w mgle,
gdy się spłyniecie z nocą czarną,
dokądże ruszyć, spocząć gdzie,
za jaką gwiazdą iść polarną?

Do nogi podły pełza wąż
i gryzie, i krew w żyłach truje —
dlaczegóż nie świecicie wciąż
i biały szlak wasz w mrok zstępuje?