Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zagrajcie nute o tym jakimsi Janosiku, co przede mną bywał, bo się mi wtedy dobrze myśli.
Przykręcił Sablik kolki, posmarował smyczek smołą, z kieszeni od serdaka dobytą, i począł zaraz z polska z orawska śpiewać i na gęślach sobie nisko wspartych wtórować, stryjeczne zaś siostry Janosika, Krystka i Jadwiga, w głos za nim poszły. Słuchał Krzyś pieśni zbójeckiej, której nie znał jeszcze i cudował się jej piękności. Oni, patrząc na Janosika, który na ławce pod jaworem siadł, ręce w przypory od portek założył i bose nogi szeroko rozstawione na trawę przed siebie wyciągnął, podczas gdy trzej towarzysze jego za nim stojąc na ciupagach się wsparli, śpiewali:

Pod Jaworkem, pod zelenym,
orze Hancia wołkem ciémnym.
Jesce skiby nie zorała,
matka na niom zawołała:
Hanciu, Hanciu pójdź sem dómu,
wydajem cie nieznom komu,
wydajem cie Janickowi,
i hroznemu zbójnickowi!
We dnie idzie, w nocy przydzie,
on nigdy nic nie przyniesie,
lem sablićku okrwawionom
i kosulke uznojonom.
Jano, Jano, kajeś ty był,
coś se sablićku zakrwawił?
Wyrubałek tu jedlicku,
co stojała w okienecku.
We dnie, w nocy hurkotała,
mnie smutnemu spać nie dała.
Kazoł Hanci kosulke prać,
nie kazoł jej bardzo płukać.
Hancia prała i płukała,
prawom rąckę ś niej wyjena.
W tej rucyce pięć palusków,
a na małym złoty piestrzeń,
w tym piestrzonku troja wrótka —
dyć to mego brata rućka!...
Nikomu nic nie pedziała,
do matusie pob ezała.
Matko, matko, maci moja,