Strona:Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przymykał oczy, komicznym grymasem powykrzywiał twarze.
Nie dziwne, że wydawcy Holmesów i Lupinów gromadzą krocie rubli do kas ogniotrwałych, skoro tak łatwo, tak skutecznie działa ich środek nasenny. Brom, chybić może — Lupiny, Holmesy nigdy w świecie! Wspaniały wynalazek dwudziestego stulecia naszej ery!
Pociąg stanął; niektórym podróżnym kończyła się tutaj droga, innym, jak i mnie również, wypadło czekać na następny.
Wysiedli pokrzepieni i wzmocnieni snem parogodzinnym, chowając zeszyty z barwnemi okładkami do torebek podręcznych.
Postój sześciogodzinny w Iwangrodzie, do miłych nie należy. Sala wciąż pełna: od czasu do czasu wpadają nowi ludzie; garść pasażerów czeka razem ze mną. Sporo też stammgastów z brzuchami ogromnymi, żłopiących piwo na na potęgę. Brzęczą szabelki, ciągnące na stację jak żórawie, nie po to wszakże by odlecieć, lecz by uśmiercić tutaj parę chwil swego nudnego żywota. Niektóre szabelki towarzyszą damom, spętanym do niemożliwości w wąskich sukniach, inne, samotne, szukają wypoczynku przy czystej i zakąsce.
Drzwi pokoju „dla dam“, otwarte szeroko; zajęte wszystkie miejsca. Przed brudnem lustrem szykowna osóbka, doprowadza do porządku misterne ucze-