Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
KAROLINA SZANIAWSKA.
MOJA PIERWSZA
WYCIECZKA „KRAJOZNAWCZA“.


(Dokończenie).

Wziął ojciec po dziadku, syn po ojcu i robią jak tamci. A wszystko rozdrobnione. Na tej całej drodze jeden większy folwark.
Smutno, bardzo smutno patrzeć na tę ziemię zapuszczoną, trochę przez niedbalstwo lecz więcej skutkiem nieumiejętności. Żyto rzadziutkie, ubogie i w ziarno i w słomę.
A krajobraz jak w baśni!..
Lasy świerkowe wspaniałe wiją się ciemną, czarną prawie wstęgą, coraz wyżej; skały, niby świątynie, ruiny zamków, grodzisk, fortec, złomów baszt olbrzymich, doliny szmaragdowe, siedliska nimf, boginek — cuda, czary naokół...
Powietrze rankiem chłodne, przechodzi w upał dotkliwy. Leciuchny wietrzyk go łagodzi. Wjeżdżamy znów do pięknej dużej wioski. To Smoluchowo.
Wieś rozległa z domami porządnymi; wszystkie bielone świeżo, na modny widać tutaj ton niebieskawy. — W tej wsi mają dobrą wodę — przy każdej chacie studnia — zachwala mój towarzysz. Głęboko ludzie kopać muszą, ale zato czysta i zimna, jak ze źródła. Studnie kołowe nie z żórawiem.
Pod Sułoszową, która jest jeszcze od poprzednich wiosek większą i okazalszą, chłopcy wiejscy witają nas tryumfalnym łukiem. Uwalniamy się od owacji małą ofiarą, na rzecz uprzejmych pacholąt i jedziemy dalej. Zachwyt mój dosięga zenitu. Nie wiem w którą stro-