Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Dobrodziej mimo woli.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

  4)

KAROLINA SZANIAWSKA.

Dobrodziej mimo woli.

Był niegodnym, był podłym, bo ojciec tej dzieciny niema chleba, utraciwszy pracę, bez której żyć trudno, nawet mając dostatki, a cóż dopiero w nędzy.
Gdyby był zechciał, gdyby jak dziś pojmował, mógł dawno przez stosunki swoje dać Gwozdkom pomoc, którąby z wdzięcznością przyjęli — nie jałmużnę, nie potajemną milczkiem opłatę lichego mieszkania, lecz tę jedyną pomoc, jaką człowiek bliźniemu swemu ma prawo ofiarować, a tenże bliźni bez fałszywego wstydu wziąć może: pracę i zarobek.
Mógł to uczynić, ale nie dbał. Trzymając się z daleka od ludzi, którzy przecież są rodzicami Mani, krzywdził zarazem to dobre miłe dziecko, żyjące w warunkach coraz gorszych, pewno licho karmione, (on ciastkami opycha i do choroby jakiej doprowadzi!) trzymane w murach, bez powietrza, odkąd biedna matka nie mając sługi, ledwie czasem wychodzi z córeczką na spacer.
— Tak dalej być nie może! — konkluduje Ziarnecki. Mam jeszcze łeb na karku i garść kolegów życzliwych. Zaraz od jutra zacznę...
Nie od jutra! Po co czekać?... Dziś w wieczór wstąpi do cukierni, gdzie starzy jego towarzysze przychodzą na kawę i gazetę. Tymczasem zaś... tymczasem...
Oblicze pana Włodzimierza zajaśniało nagle żywem ukontentowaniem, pochylone barki wyprostowały się; jak gdyby urósł