Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Oko za oko.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnienia — rzekłem, wskazując worek z wodą i węzełek z żywnością. — Więcej dla ciebie nic zrobić nie mogę.
Odpowiedział mi na to jedynie sykiem.
— Masz jakie życzenie?
— Nie — odrzekł.
— Nie? No, to bądź zdrów! O dwie godziny drogi stąd prosto na wschód płynie Nil, możesz się tam dostać, nim wyczerpie się zapas prowiantu.
Wsiadłem na wielbłąda i, skoro tylko puściłem się w drogę, zabrzmiały za mną słowa... wdzięczności:
— Niech cię Allah potępi! Zemsta cię czeka! Śmiertelna zemsta!
Wkrótce dopędziłem oddział i znalazłem się obok reisa effendiny, a że nie było już czego się obawiać, pozostawiliśmy wszystkich za sobą i pojechali naprzód, by zdążyć jak najwcześniej na okręt. Tu w wygodnej kajucie emir napisał obiecany list i dał mi w ręce sporą sakiewkę, mówiąc:
— Będziesz zmuszony poczynić w Faszodzie znaczne wydatki za mnie, rozporządzaj więc tą sumą, jakby to była twoja własność. Zwrotu nie przyjmę żadnego.
Niebawem przybył cały oddział, i począłem się przygotowywać do dalekiej drogi. Zaopatrzono mnie we wszystko, co tylko mogło

124