Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Chajjal.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dlarzowi najpiękniejszą arabszczyzną, że ani świnią nie jest, ani też nic nie kupi, i, ku wielkiemu zdziwieniu kupca i dragomana, wyszedł wzburzony ze sklepu.
Pewien słynny podróżnik pisze:

Dawniej trzeba było tu samemu starać się o zaspokojenie swych potrzeb codziennych i, wziąwszy na siebie rolę kucharki, kupować na rynku ryż, groch, mięso wędzone, drób i inne wiktuały, wyliczane zazwyczaj w przewodnikach podróżnych. Od kilku lat ten kłopot bierze na siebie dragoman, który też załatwia wiele innych spraw. Należy tylko zawrzeć z nim umowę, mocą której obowiązany jest podać to a to na śniadanie, tyle a tyle potraw na obiad i tyle a tyle na kolację; oprócz tego zaś powinien dostarczyć światła, bielizny, usługi i środków lokomocji. Umowę taką sporządza się w konsulacie swego kraju. Sposób to doskonały, bo zabezpiecza obie strony od wyzysku nieświadomego przybysza. Chciwy przewodnik wie dobrze, że jeżeli