Przejdź do zawartości

Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oświetlonej sypialni czarny czworokąt otwartych drzwi prowadził do sąsiedniego pokoju. W tej czarnej głębi świeciły dwa zielonawe światełka — wilcze oczy.
Zawołał psa pocichu.
Piorun wpadł, skoczył przedniemi łapami na łóżko i usiłował polizać go po twarzy.
— Dobry pies — mówił, głaszcząc Pioruna, a zarazem trzymając go w odległości — tyś nowy, ale pewny przyjaciel.
Spojrzał na zegarek: godzina szósta. Na dworze było ciemno. Zadzwonił na służącego. Wkrótce zjawił się Antoni, trochę zaspany.
Po upływie kwadransa cały dom już był w ruchu.
Gdy wrócił z łazienki, czekał nań Grzegorz z filiżanką herbaty i z zapytaniem o rozkazy.
Kazał mu wezwać na jedenastą rządcę majątku i zapytać, czy proboszcz będzie o czwartej na plebanji. Teraz wyjdzie rozejrzeć się w okolicy, a po pierwszem śniadaniu dom obejrzy.
Grzegorz wybiegł zobaczyć, czy stróż nocny już psy zamkął, poczem wyprowadził go z domu. Mróz był silniejszy, niż dnia poprzedniego, ale wiatr się uciszył i na niebie się przetarło. Jeszcze świeciły gwiazdy. W ich świetle biały dom, w lekkim, nieprzeładowanym renesansie, sprawiał wrażenie pogodne, dziwnie sprzeczne z wrażeniami, które nowy mieszkaniec przeżył pod jego dachem.
Do piętrowego domu przytykał zboku niższy budynek — kuchnie i mieszkania służby. Dom stał w dużym parku, który cały był otoczony wysokim murem. Za murem z jednej strony widać było niewielkie zabudowania — stajnia i wozownia dworska, jak objaśnił Grzegorz. Folwark wraz ze starym dworem, obecnem mieszkaniem rządcy, leżał o jakie tysiąc kroków. Nową rezydencję zbudowano w czystem polu na wzgórzu.
Twardowski ruszył ku zamkniętym wrotom, przy których stał domek o dwóch oknach.
— Tu mieszka stróż dzienny — objaśnił Grzegorz.
— Na drogę wychodzi się przez jego sionkę.
W otwartych drzwiach domku ukazał się duży, mocny chłop z gołą głową, któremu Grzegorz kazał otworzyć drzwi nazewnątrz.
Twardowski wszedł do sionki i przyglądał się, jak stróż odsuwa ciężkie, niby więzienne zasuwy. Kazał Grzegorzowi wracać do domu, sam zaś wyszedł na drogę. Za nim wymknął się Piorun i z nosem ku ziemi pobiegł naprzód, robiąc ciągłe wycieczki na przydrożne pola, ale zawsze trzymając się wpobliżu pana i często do niego wracając.
— Ta siedziba — mówił Twardowski — jest urządzona jak blokhaus i strzeżona tak, jakby nieprzyjaciel czaił się wpobliżu. Stryj widocznie kogoś obawiał się i strzegł zarówno w dzień, jak i w nocy. Tak się nikt nie strzeże od zwykłych złodziei. Jeżeli nie cierpiał na manję prześladowczą, to któż mu mógł grozić?...
Okolica była lekko falista. Dom stał na najwyższym punkcie i widok sprzed niego był rozległy. Zaczynało szarzeć. Niedaleko było widać folwark ze starym domem, którego ściany bieliły się poprzez obnażone z liści krzewy i drzewa. Twardowski poszedł w kierunku przeciwnym, ku pobliskiemu lasowi.
Las był dobrze utrzymany. Niezbyt stare, ale równe, wszystkie jednego wieku, wysmukłe so sn y; na dole czysto, gdzieniegdzie tylko krzak jałowca

22