Przejdź do zawartości

Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szek i wypił z charakterystycznem otrząśnięciem się nałogowca.
»Co się z nim stało?« — pomyślał Anatol, spoglądając na tego, dawniej tak wesołego, chłopca.
Karol nie okazał się zbyt rozmownym, nie chciał też wcale wtajemniczać Anatola w swoje przeżycia ostatnich miesięcy, nadmienił jedynie, że »była« narzeczona wychodzi wkrótce za mąż za jakiegoś śpiewaka, Włocha.
Wypili po trzy kieliszki i mieli się ku wyjściu, gdy Anatol zauważył przy stole jedzącego obiad swojego szwagra, którego już ze dwa lata nie widział. Ukłonił mu się zimno kapeluszem, pomny ostatniej z nim sprzeczki, ale tamten powitał niespodziewane spotkanie szczerym uśmiechem i ręką dawał mu znak, aby się wstrzymał. Anatol nie widział racji nie pogadać ze szwagrem i nie dowiedzieć się o zdrowiu siostry, to też pożegnał się z Karolem i podszedł do szwagra, który otarł bibułką właśnie wąsy, powstał od stołu i ucałował go z dubeltówki.
— No, siadaj Antek, — zagadał doń zachęcająco szczerym tonem. Takeśmy się dawno nie widzieli. Siadaj, chłopie. Mam nadzieję, żeśmy już obaj zdążyli zapomnieć o nieporozumieniu.