Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miejsca bladości. Usiadł na poręczy starego fotela, podobnie, jak niegdyś sam Jolyon z wyki był siadać koło swego ojca, wygodnie schowany w zaciszach starego sprzętu. Zwykł był tu przesiadywać aż do czasu, gdy doszło do zerwania się stosunków pomiędzy nimi... Czyżby teraz nadeszła chwila podobnego zerwania z rodzonym synem? Przez całe życie brzydził się, jak trucizną, wszelkiemi awanturami, unikał zwad, szedł spokojnie własną drogą i nie stawiał przeszkód innym. Tymczasem teraz — jak się zdawało — u samego kresu życia czekała go awantura cięższa i przykrzejsza od wszystkich, jakich uniknął dotychczas. Okrył przyłbicą swe wzruszenie i czekał na przemówienie syna.
— Tatusiu — rzekł Jon zwolna. — Fleur i ja mamy zamiar się pobrać.
— Ohoho! — pomyślał Jolyon, dysząc z trudnością.
— Wiem, że tobie i mamusi nie podoba się ten zamiar. Fleur powiada, że mamusia była zaręczona z jej ojcem, zanim tyś wziął mamusię za żonę. Ja, prawdę mówiąc, nie wiem, jak to tam było, w każdym razie to chyba bardzo dawne dzieje. Ja ją kocham, tatusiu, a ona powiada, że jest mi wzajemna.
Jolyon wydał z siebie dziwny głos, w którym śmiech jednoczył się z jękiem.
— Masz dopiero lat dziewiętnaście, Jonie, ja zaś liczę ich siedemdziesiąt dwa. Jakże możemy rozumieć się wzajemnie w tego rodzaju sprawach?... hę?
— Ty kochasz mamusię, tatku, więc musisz zdawać sobie sprawę z tego, co ja czuję. Prawda, że to nieładnie... pozwalać, by stare jakieś, przedawnione sprawy stawały wpoprzek naszemu szczęściu?
Postawiony niemal w obliczu ułożonego przez siebie wyznania, Jolyon postanowił wedle możności uniknąć tego środka działania. Złożył rękę na ramieniu chłopca.