Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ I.
STARY JOLYON CHODZI PO ŚWIECIE

Dwojaka pobudka skłoniła Jolyona do tego, by oświadczyć żonie przy śniadaniu:
— Pojedźmy na Lord’s Ground.
„Pożądanem“ było coś, coby mogło przytłumić niepokój, jaki przeżywali oboje przez sześćdziesiąt godzin od czasu, jak Jon przyprowadził do nich Fleur. „Pożądanem“ też było wszystko to, co mogło ukoić bolesne odruchy wspomnień w człowieku, mogącym utracić je na zawsze!
Przed laty pięćdziesięciu ośmiu Jolyon został uczniem Eton, z kapryśnej woli starego Jolyona, chcącego kanonizować go choćby za cenę największych kosztów. Rok po roku chodził na Lord’s Ground ze Stanhope Gate wraz z ojcem, którego młodość upłynęła niegdyś na grze w cricket’a. Stary Jolyon z całą otwartością opowiadał o pełnych uderzeniach, o „ściętych“ piłkach, o chybieniach, a młody Jolyon z naiwnym snobizmem młodzieńczym drżał z trwogi, by ktoś nie posłyszał słów jego rodzica. Jedynie w tej wzniosłej materji krykietowej zwykł był ulegać zdenerwowaniu, albowiem ojciec — noszący podówczas krymskie bakiembarty — czynił na nim wprost wrażenie jakiegoś ideału. Był to czas, kiedy jeszcze nie narodziła się demokracja.
O jedno pokolenie później, mając przy sobie własnego syna, Jolly’ego, zapiętego po harrow’sku na guziki z wyobrażeniem bławatków (wskutek kaprysu starego Jo-