Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

robieniem niczego. Powszechnie przypuszczano, że obkuwają się do ważnego jakiegoś egzaminu. Odbywali wielogodzinne spacery bez kapelusza w części Parku, sąsiadującej z ich domem, z nieodłącznym u ich nóg foksikiem; nie mówili przez cały czas przechadzki ani słowa i nie wypuszczali z ust papierosa. Co rano, w odległości pięćdziesięciu jardów, kłusowali na dwóch wynajętych rumakach, których nogi były tak samo długie jak ich własne, ku Campdon Hill i co rano, w godzinę później, niezmiennie w odległości pięćdziesięciu jardów, wracali stępa zpowrotem. Co wieczór, niezależnie od tego, gdzie obiadowali, można ich było widzieć około wpół do jedenastej, wychylających się przez balustradę promenady w Alhambrze.
Nie widziano ich nigdy w pojedynkę; pospołu w ten sposób spędzali życie, z którego napozór zupełnie byli zadowoleni.
Pod wpływem głuchego poruszenia się w ich łonach poczucia godności zwrócili się w przykrym tym momencie do pani Mac Anderowej i zapytali ściśle tym samym tonem:
— Widziała pani „Tych...?
Zdumienie jej na dźwięk ich głosu było tak wielkie, że wypuściła z rąk widelec; przechodząca w tej chwili Smither pośpiesznie zabrała jej talerz. Ale pani Mac Anderowa z całą przytomnością umysłu natychmiast ją odwołała.
— Prosiłabym o jeszcze kawałek wybornej tej baraniny.
Później wszelako, znalazłszy się już w salonie, usiadła przy pani Smallowej, zdecydowana zbadać sytuację gruntownie.
— Jaka czarująca kobieta, ta młoda Soamesowa! — zaczęła. — Takie sympatyczne ma usposobienie! Soames może prawdziwie uważać się za szczęśliwego człowieka!