Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ I.
ŚWIADECTWO PANI MAC ANDERSOWEJ

Niewątpliwie wielu ludzi, nie wyłączając redaktora „Ultrawiwisekcjonisty“, będącego wówczas w rozkwicie pierwszej młodości, orzekłoby, że Soames nie okazał się godnym nazwy mężczyzny, skoro nie zerwał zamków z drzwi żoninej sypialni i, po uprzedniem zdrowem jej przetrzepaniu, nie odzyskał przemocą swoich praw małżeńskich.
Brutalność nie roztopiła się do tego stopnia beznadziejnie w humanitaryzmie, jak to bywało dawniej, mimo to uczuciowy odłam społeczeństwa dozna napewno ulgi, dowiadując się, że nie uczynił on żadnej z tych rzeczy. Czynna brutalność nie znajduje stronników z pośród Forsytów; zbyt są naogół ostrożni i nazbyt miękkiego serca. Scames nadto odznaczał się dość pospolitą zresztą dumą, która nie wystarczała, aby natchnąć go prawdziwie wielkodusznym postępkiem, była wszelako dostatecznie wielką, aby powstrzymać go od dogodzenia sobie czynem szczególnie nikczemnym, chyba że w wyjątkowem uniesieniu. Nadewszystko jednak prawdziwy jego forsytyzm nie pozwalał mu na okrycie samego siebie śmiesznością. Poza faktycznem podniesieniem ręki na żonę nie widział możności przeciwdziałania; dlatego też pogodził się pozornie ze swojem położeniem, nie zaoponowawszy przeciwko niemu ani jednym wyrazem.
Przez całe lato i jesień chodził w dalszym ciągu do biura, nie przestawał sortować swoich obrazów i zapraszać przyjaciół na obiady.