Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścianach kaplicy, czy też słyszeć głosy zdejmujące go trwogą. Chóralne zwroty, wymrukiwane przyciszonemi głosami, w których górował jednak ten sam nieuchwytny ton rodzinny, brzmiały dziwnie, jakgdyby szeptane w pośpiesznem powtarzaniu przez jedną tylko osobę.
Po skończonym obrzędzie w kaplicy orszak żałobników ustawił się znów w szereg, aby odprowadzić ciało do grobu. Sklepiona mogiła była otwarta i otaczający ją wieńcem ludzie w żałobnej czerni stali w oczekiwaniu.
Z wzniesionego, uświęconego tego miejsca, na którem spoczywały złożone do snu wiecznego tysiące przedstawicieli wyższej klasy średniej, szły oczy Forsytów, poprzez nieskończone szeregi mogił, wdał, gdzie poniżej poziomu cmentarza rozciągał się Londyn pod rozpiętem bezsłonecznem niebem, zdającem się opłakiwać łącznie z rodziną utratę tej, która była jej matką i strażniczką jej cnót. Sto tysięcy wież i domów, pstrzących niebo przeogromnym szarym splotem posiadłości, słało się, niby przypadli do ziemi czciciele, do stóp tej mogiły, kryjącej śmiertelne szczątki najstarszej z nich wszystkich Forsytówny.
Kilka słów, garść ziemi, opuszczenie trumny do dołu, i ciotka Anna znalazła się na miejscu wiecznego swojego spoczynku.
Dokoła mogiły stali świadkowie obrzędu złożenia do grobu, bracia w liczbie pięciu, z opuszczonemi na pierś siwemi głowami, pilnując, czy wygodnie ułożono Annę na ostatniem jej posłaniu. Poza skromną jej własnością, której nie mogła zabrać z sobą i musiała pozostawić na tym świecie, należało zrobić dla niej wszystko, co się tylko dało.
Potem każdy oddzielnie, odstąpiwszy na bok, wkładał kapelusz i zawracał zpowrotem, aby obejrzeć nowy napis na marmurowej płycie familijnego grobu: