Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chrystus — rzekł, — o ile istniał, o czem niektórzy ludzie, jak ci wiadomo, wątpią, był bardzo pięknym charakterem; ale byli i inni. Żądać od nas w dzisiejszych czasach, abyśmy wierzyli w jego nadnaturalność czy boskość, to znaczy żądać od nas, abyśmy poszli w świat z zawiązanemi oczyma. I to jest właśnie to, czego ty żądasz, prawda?
Pierson spojrzał ponownie na córkę. Stała zupełnie spokojnie z oczyma utkwionemi w twarz męża. Czuł podświadomie, że wszystkie słowa jej chorego męża wypowiedziane były z myślą o niej. Gniew w nim wezbrał i coś, — jakby rozpacz.
— Nie umiem tłumaczyć — rzekł z trudnością. — Są rzeczy, których ci nie mogę wyjaśnić, ponieważ jesteś uparcie ślepy na wszystko, w co ja wierzę. Jak myślisz, o co walczymy w tej wielkiej wojnie, jeśli nie o przywrócenie wiary w Miłość, jako przewodnią zasadę życia?
Laird potrząsnął przecząco głową.
— Walczymy o przywrócenie zagrożonej równowagi.
— Równowagi sił?
— Wielkie nieba! — nie! Równowagi filozofji!
Pierson uśmiechnął się.
— To brzmi bardzo mądrze, Jerzy. Ale znów cię niestety nie rozumiem.
— Walczymy o przywrócenie równowagi pomiędzy powiedzeniami: „Siła jest prawem“, a „Prawo jest siłą“. Oba są tylko do połowy prawdą, ale pierwsze zaczynało zyskiwać przewagę nad drugiem. Wszystko inne to obłuda. A propos, sir. Twój kościół jest nieugięty w karaniu przestępców. A gdzież się tu podziewa miłosierdzie? Albo sam Róg nie jest miłosierny, albo też kościół nie wierzy w Boga.
— Słuszna kara nie wyklucza miłosierdzia, Jerzy.
— W naturze wyklucza.